Jest ostatni dzień października - niezwykły czas, tuż przed Dniem Wszystkich Świętych. Czas zadumy, palących się zniczy, ale też odkrywania śladów tych, którzy byli tu przed nami. Pamięć jest dla mnie kluczowa - to ona buduje tożsamość miejsca.
Dziś chcę Cię zabrać w takie miejsce - pełne historii, przez dekady ukryte przed wzrokiem przechodniów, a jednak będące niemym świadkiem losów lewobrzeżnego Torunia. Chodź ze mną na ulicę Łączną 38, na Stawki.
Zdjęcia, które tu zobaczysz, zrobiłem już jakiś czas temu - w 2018 roku. Powstały w ramach niezwykłego
I ten moment nadszedł teraz, napędzany nową, fascynującą opowieścią.
Historia, która sama prosiła o opowiedzenie
Cała ta historia wróciła do mnie z podwójną siłą niedawno, dzięki spotkaniu z Michałem Wiśniewskim, prezesem Stowarzyszenia Lapidaria. To ludzie, którzy od lat przywracają pamięć zapomnianym cmentarzom. Michał opowiedział o tym miejscu w tak barwny sposób, że poczułem, jakbym przeniósł się w czasie.
A historia tego cmentarza - założonego prawdopodobnie dla osadników olęderskich gdzieś po 1723 roku - to gotowy scenariusz na film sensacyjny.
Tajemnica ucieczki ze Stalagu 13
Najbardziej poruszający wątek nie dotyczy nawet samego cmentarza, a tego, co działo się tuż obok niego. W czasie II wojny światowej w pobliżu cmentarza znajdował się niemiecki obóz jeniecki - Stalag XIII - dla żołnierzy alianckich.
Michał Wiśniewski opowiedział historię jak z "Wielkiej Ucieczki". Dwóch jeńców - angielski sierżant Foster i kapral Capard - postanowiło uciec. Ich plan zakładał przedostanie się przez teren sąsiadujący z cmentarzem.
Niestety, podczas ucieczki złapano kaprala, który był słabszy fizycznie. Sierżant Foster, mimo że mógł uciekać dalej, sam się poddał. Stwierdził: "jak mamy umrzeć, to umieramy razem". Obaj trafili do obozu koncentracyjnego. Kapral zmarł.
Sierżant Foster cudem przeżył wojnę. I po 1945 roku namalował tę niesamowitą mapę - dokładny plan ich drogi ucieczki. Widać na niej, jak przeciskali się obok budynków wojskowych (istniejących do dziś) i szli wzdłuż płotu cmentarza.
Co ciekawe, w czasie wojny cmentarz był otoczony zasiekami, a fragment ulicy Łącznej nosił nazwę Cmentarnej (Cymentalna).
"Stajnia Augiasza" i "Archeologia PRL-u"
Po 1945 roku nadeszło zapomnienie. A potem - dewastacja.
"Stajnia Augiasza" to mało powiedziane. Michał bez owijania w bawełnę nazwał to "zarośniętą kloaką". Jeden z mieszkańców, który nabył gospodarstwo obok w latach 70., opowiadał, że poprzedni właściciel zrobił sobie w ogrodzeniu prywatne przejście na cmentarz, który traktował jak śmietnisko.
I to nie byle jakie. Wolontariusze podczas prac znajdowali tam nie tylko ludzkie kości. Znajdowali mnóstwo kości świń, krów i kur. Wyglądało to, jakby ktoś intencjonalnie zrobił tam sobie składowisko padłego bydła.
Prace porządkowe to była, jak ujął to Michał, "archeologia PRL-u" - buteleczki, flakoniki po perfumach, śmieci z lat 70., 80. i 90., wszystko wrzucone między groby.
Przez dekady miejsce to zarastał bluszcz. Wikipedia wspomina nawet o legendzie związanej z majorem Henrykiem Rochnińskim, który słysząc plotkę, że pochowano tam jakiegoś generała, w 2009 roku wziął żołnierzy z pobliskiej jednostki, by "wykosić" cmentarz. Generała nie znalazł, więc prace porzucono. A bluszcz - jak to bluszc z - odrósł dwa razy grubszy.
Tytaniczna praca i niezwykłe odkrycie
Dopiero tytaniczna praca wolontariuszy ze Stowarzyszenia Lapidaria, Stowarzyszenia Stawki i Zespołu Szkół nr 34 przyniosła efekty.
Kiedy zaczynali, oficjalna ewidencja (z 1994 roku) mówiła o 27 nagrobkach. Tyle było widać w chaszczach. Po latach odkrzaczania, kopania i usuwania ton śmieci, doliczono się ponad 120 śladów pochówków!
Odkryli też coś niezwykle poruszającego - w południowo-zachodniej części cmentarza natrafili na osobną kwaterę dziecięcą, z co najmniej 40 małymi nagrobkami.
Dzięki współpracy z miastem, na cmentarz trafiła minikoparka. A operator maszyny, pan Witkowski, okazał się "złotym człowiekiem" - za każdym razem, gdy jego łopata "poczuła" coś twardego, zatrzymywał pracę, dając sygnał wolontariuszom.
Efekt? Udało się posklejać 24 niemal kompletnie potłuczone tablice nagrobne. Dziś są zdeponowane i czekają na specjalne stojaki, by wrócić na swoje miejsce. Na wielu z nich powtarza się sygnatura Augusta Irmera - lokalnego kamieniarza z przełomu wieków.
Mniejsze fragmenty zebrano w tzw. lapidarium. I tu kolejna anegdota ze spotkania - Michał z uśmiechem opowiadał, że wykonawca wybrany przez miasto zalał je "pseudotynkiem", przez co wygląda, jak wygląda. Ale jest. I świadczy o historii.
W takich chwilach czuję, że fotografia to coś więcej niż zdjęcia - to misja opowiadania historii, które inaczej przepadłyby na zawsze. To zresztą nie jedyna zapomniana nekropolia w tej części miasta. Opisywałem już także
Historie takie jak ta napędzają mnie do dalszych poszukiwań. Jeśli chcesz zobaczyć więcej takich opowieści, nie tylko w formie pisanej,
Tworzenie tych materiałów - reportaży, filmów i artykułów - to setki godzin pracy w terenie i przy komputerze. Jeśli doceniasz odkrywanie takich zapomnianych perełek i chcesz wesprzeć kolejne wyprawy,
A może planujesz własną podróż śladami niszowych zabytków i lokalnej historii?
Zostawiam Cię z tą historią. Pamiętajmy o tych, którzy byli przed nami.





.jpg)
