Okiem Obiektywu
BLOG

Blog dla ludzi aktywnych i ciekawych świata

Zobacz świat Okiem Obiektywu

Odkrywamy historię miejsc i ludzi. Znajdziesz tu bogactwo motywujących opowieści i użytecznych porad. Pozwól się zainspirować

Zobacz
Z DRONA

Z góry widać więcej.

Zobacz świat z wysokiego pułapu.

Zobacz dziesiątki inspirujących miejsc i historii. Pozwól się zainspirować

Zobacz
ZA KULISAMI

Backstage

Spójrz! Jestem tuż za sceną

Wszystko pilnie obserwuje Okiem Obiektywu i wszystkim tym dzielę się z Wami

Zobacz

Zobacz Mapę Okiem Obiektywu

Ostatnio na Blogu

6 lip 2025

Girona: Estadi Montilivi - Piłkarskie Serce Katalonii i Fenomen FC Girona

Witajcie serdecznie w kolejnym wpisie z mojej fascynującej podróży po Gironie! Jeśli myśleliście, że to katalońskie miasto to tylko malownicze uliczki, średniowieczne mury i filmowe scenerie "Gry o Tron" - to czas, byście przygotowali się na niespodziankę! Po zanurzeniu się w labirynty starówki i przeżyciu magicznej sylwestrowej nocy, z jej winogronowym rytuałem, postanowiliśmy z Cyprianem zajrzeć w zakamarki Girony, które dla wielu turystów pozostają niewidoczne. Dziś zabieram Was w miejsce, które pulsuje zupełnie inną energią - pod stadion Estadi Montilivi, gdzie bije piłkarskie serce Katalonii!

Zewnętrze stadionu Estadi Montilivi w Gironie nocą, z widocznymi światłami i grupami kibiców przed meczem.

Estadi Montilivi: Architektura i historia wplecione w zieleń

Nasza wizyta pod stadionem FC Girona miała miejsce 3 stycznia 2024 roku. To był dzień, kiedy w powietrzu czuć było niezwykłe napięcie i ekscytację, choć same okolice stadionu, na pierwszy rzut oka, sprawiały wrażenie spokojnych. Z góry, z perspektywy drona, doskonale widać, jak Estadi Montilivi wtapia się w zielone otoczenie, otoczony lasami i zabudowaniami. To zupełnie inny obraz niż te, które podziwialiśmy w wąskich uliczkach Barri Vell, a jednocześnie pokazuje, jak Girona potrafi łączyć różne aspekty swojego życia.

Sam stadion został otwarty 14 sierpnia 1970 roku. W ciągu ponad pięćdziesięciu lat swojej historii przeszedł wiele modernizacji, aby sprostać wymaganiom współczesnego futbolu. Jest to obiekt stosunkowo kameralny, jak na standardy hiszpańskiej La Liga, mogący pomieścić około 14 624 widzów. Ta wielkość przyczynia się do unikalnej, bardziej intymnej atmosfery podczas meczów, gdzie każdy okrzyk kibica wydaje się być słyszalny na boisku.

FC Girona: Od prowincjonalnego klubu do czołówki La Liga

Historia klubu FC Girona, założonego w 1930 roku, jest równie fascynująca jak ewolucja samego stadionu. Przez długie lata Girona była typowym, prowincjonalnym klubem, grającym głównie w niższych ligach hiszpańskich. Ich droga na szczyt La Liga, gdzie obecnie rywalizują z największymi potęgami, takimi jak Real Madryt czy FC Barcelona, to przykład sportowego fenomenu i ciężkiej pracy.

Grupa kibiców z podniesionymi rękami, świętująca akcję na meczu piłki nożnej w barze.
Grupa przyjaciół w barze oglądających mecz piłki nożnej, wznoszących toast piwem.

Kluczowym momentem w historii klubu było przejęcie w 2017 roku większościowego pakietu akcji przez City Football Group - konsorcjum, które jest również właścicielem Manchesteru City. To otworzyło nowe możliwości finansowe i sportowe, choć wciąż klub zachował swoją lokalną tożsamość i silne więzi z miastem. Ich awans do La Liga i utrzymanie się w niej, a w obecnym sezonie walka o europejskie puchary, to prawdziwa gratka dla miłośników futbolu.

Dzień meczowy: Dwie godziny przed historycznym triumfem

Nasza wizyta miała miejsce dokładnie przed jednym z najbardziej pamiętnych meczów w historii klubu. 3 stycznia 2024 roku, Estadi Montilivi przygotowywał się na starcie FC Girona z potężnym Atlético Madryt - był to mecz na szczycie tabeli La Liga! To spotkanie było niezwykle ważne dla obu drużyn, a jego stawką było umocnienie pozycji w walce o mistrzostwo.

Mimo początkowej, zwodniczej ciszy, w miarę upływu czasu wokół stadionu zaczęło dziać się coraz więcej! Na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem wokół areny zaczął formować się prawdziwy, tętniący życiem "kibicowski kocioł". Powstało całe miasteczko kibiców, gdzie gromadzili się fani obu drużyn - w barwach Girony i Atlético. Można było poczuć tę narastającą ekscytację, która jest tak charakterystyczna dla dni meczowych w Hiszpanii.

Flaga FC Girona powiewająca na wietrze, symbolizująca dumę klubu i Katalonii.

Spacerowaliśmy wśród nich, chłonąc tę niezwykłą atmosferę. Szaliki, koszulki, okrzyki - to wszystko tworzyło niezapomniany spektakl. Nawet Cyprian zauważył, jak bardzo Katalończycy żyją piłką! To jest coś, co naprawdę pozwala zrozumieć, czym pulsuje dane miasto poza utartymi szlakami turystycznymi. Widzieliśmy ludzi w barwach Urugwaju, co tylko potwierdza międzynarodowy charakter futbolu i pasji, jaką wzbudza. W powietrzu unosił się zapach przekąsek, a rozmowy dotyczyły tylko jednego - nadchodzącego meczu.

Niesamowity spektakl: Kiedy Girona pisała historię na naszych oczach (prawie!) 

Nawet jeśli nie zasiądziemy na trybunach, to i tak musimy poczuć tę adrenalinę! Wszyscy kibice gromadzili się w szpalerach, oczekując na przyjazd swoich ulubionych "playerów" - to był dla nich prawdziwy moment świętowania.

Mężczyźni w koszulkach FC Girona siedzący przy barze i oglądający mecz piłki nożnej.

Wiecie, co wydarzyło się tego wieczoru? FC Girona, ta rewelacja sezonu, stworzyła historię! W emocjonującym dreszczowcu, pełnym zwrotów akcji, pokonali Atlético Madryt 4:3! To był prawdziwy roller coaster emocji, z finałowym gwizdkiem, który musiał wywołać absolutną eksplozję radości na trybunach i w całym mieście! To właśnie takie momenty budują legendy klubów i zostają w pamięci na lata.

My, choć nie na stadionie, oglądaliśmy mecz w lokalnym lokalu, chłonąc każdą chwilę tego widowiska. To było niezwykłe przeżycie - być częścią tej hiszpańskiej piłkarskiej pasji, nawet jeśli z boku. Girona pokazała, że potrafi pisać własną historię, zarówno na boisku, jak i w sercach odwiedzających ją podróżników.

Poza przewodnikami - prawdziwa Girona

Taka wizyta, choć pozornie "poza programem", pozwala na prawdziwe zanurzenie się w lokalną kulturę. To właśnie w takich miejscach, jak stadion, można poczuć autentyczny hiszpański temperament, który pokazał się w pełni również podczas Sylwestrowej nocy. Girona to miasto wielowymiarowe - pełne historii, sztuki, ale też sportowej energii i ogromnej pasji!

Mam nadzieję, że ta krótka wyprawa poza utarte szlaki zainspirowała Was do głębszego poznawania każdego odwiedzanego miejsca. Pamiętajcie, prawdziwe historie często czekają tuż za rogiem, z dala od głównych atrakcji.

Do zobaczenia w kolejnych przygodach z Okiem Obiektywu!


Piernikowa Kalina: Kiedy Toruń otworzył serca, a ja nie zapomniałem o tych, którzy nie mieli głosu

W toruńskim Cinema City, 30 czerwca 2025 roku, podczas 23. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego BellaTofifest, zapadła cisza. Cisza, która, jak zgodnie przyznali reżyser i bohaterowie, była najlepszą recenzją. Ta cisza nie oznaczała obojętności, lecz głębokie poruszenie, refleksję i wdzięczność. Na ekranie wybrzmiała "Piernikowa Kalina" - film dokumentalny Tomasza Gezeli, który w niezwykle autentyczny sposób opowiedział o toruńskiej solidarności z Ukrainą. A ja, człowiek stojący zazwyczaj za obiektywem "Okiem Obiektywu", tym razem znalazłem się po jego drugiej stronie, by świadczyć o historii, która na zawsze odmieniła moje życie i pokazała mi, czym jest prawdziwa empatia w obliczu niewyobrażalnej tragedii.

Reżyser Tomasz Gezela, bohaterka Veronika Matush i Grzegorz Chudzik (w koszulce FCK PTN) po premierze filmu "Piernikowa Kalina" na festiwalu Tofifest w Toruniu.
fot. Julia Marszewska

Odruchy serca i konwój nadziei: Moja podróż do Medyki

Zima 2022 roku to czas, który wyrył się w pamięci Torunian, Polaków i całego świata. Kiedy Rosja przypuściła pełnoskalową inwazję na Ukrainę, powietrze nasyciło się strachem. Wówczas, nie kalkulując, nie planując rozgłosu ani nagród, narodził się spontaniczny odruch serca. Toruń, miasto znane z pierników i Kopernika, pokazał światu swoje prawdziwe oblicze - oblicze bezprecedensowej empatii i natychmiastowego działania.

Ja, człowiek, dla którego podróże i opowiadanie historii są chlebem powszednim, nie mogłem stać z boku. Razem z moją niezastąpioną przyjaciółką i towarzyszką tej misji, Karoliną Cylwik, ruszyliśmy w pierwszy konwój humanitarny z Torunia na granicę w Medyce. To były dni, kiedy każda minuta miała znaczenie, a ludzkie dramaty rozgrywały się na naszych oczach. W powietrzu czuło się strach, a w oczach dzieci widziałem ból, którego żadne dziecko nie powinno doświadczać. Byłem tam dwukrotnie, bo potrzeba pomocy była ogromna, a moje serce nie pozwalało mi się zatrzymać.

Niezwykła więź - pomoc dla tych, którzy nie mieli głosu

Jednak w chaosie ludzkich tragedii, w tej fali cierpienia i niepewności, obok wycieńczonych matek z dziećmi, starszyzny i tych, którzy stracili wszystko, zauważyłem również inne ofiary wojny - porzucone zwierzęta. Psy, koty, bezbronne istoty, które z dnia na dzień straciły dom, opiekunów i bezpieczeństwo. Ich cichy ból, ich zagubione spojrzenia były równie rozdzierające, jak ludzkie łzy.

Grzegorz Chudzik (w koszulce FCK PTN) na widowni podczas premiery filmu "Piernikowa Kalina" na festiwalu Tofifest w Toruniu.
fot. Maciej Wasilewski

Moje zaangażowanie w ratowanie tych czworonożnych przyjaciół stało się dla mnie symbolem. To dowód na to, że prawdziwa empatia nie zna granic - ani gatunkowych, ani narodowych. Nie mogłem sobie wyobrazić, że w obliczu tak wielkiego cierpienia zapomnimy o tych, którzy nie potrafią sami prosić o pomoc. Moja rola w filmie "Piernikowa Kalina", podkreślona przez samego reżysera Tomasza Gezelę, jest dla mnie powodem do dumy: "Grzegorz Chudzik, który pokazał, że nie tylko ludzie potrzebowali pomocy, nie zapomniał o naszych czworonożnych przyjaciołach." To była moja osobista misja w tej wielkiej misji Torunia. Działanie szybkie, nietuzinkowe i wynikające prosto z serca.

"Piernikowa Kalina": Więcej niż film - świadectwo i przypomnienie

Tomasz Gezela, z niezwykłą czułością i autentycznością, dokumentował te pierwsze, heroiczne chwile, kiedy Toruń zjednoczył się w obliczu kryzysu. Jego film to surowe, nieinscenizowane świadectwo tamtych dni, kiedy Toruński Sztab Pomocy Ukrainie - oparty na niezwykłej działalności Andrieja Bondarenko i najbardziej zaangażowanych ludzi - stał się punktem oporu dobroci. Tomasz, jak sam przyznał, nagrywał "stan za stanem", bez przygotowanej "drabinki montażowej", a surowość filmu oddaje tamten trudny czas.

Widz uwiecznia smartfonem moment po premierze filmu "Piernikowa Kalina", na ekranie widać Grzegorza Chudzika (FCK PTN), Veronikę Matush i Tomasza Gezelę.
fot. Dominika Szwugier

Premiera filmu na Tofifest była czymś więcej niż tylko pokazem kinowym. Było to spotkanie, podczas którego emocje wprost wylewały się z ekranu i przenosiły na publiczność. Reżyser, zaskoczony i poruszony pełną salą, widział w niej potwierdzenie, że film "opowiada coś ważnego. Coś, co było potrzebne". Jak powiedział Jarosław "Jarry" Jaworski, który z niezwykłą wrażliwością poprowadził rozmowę po seansie, film przypomina, że "pomoc ciągle jest potrzebna".

Zespół "Piernikowej Kaliny": Reżyser Tomasz Gezela, Veronika Matush i Grzegorz Chudzik (w koszulce FCK PTN) pozują po premierze filmu na festiwalu Tofifest w Toruniu.
fot. Dominika Szwugier

Veronica Matush, jedna z głównych bohaterek i serce toruńskiej pomocy, nie kryła wzruszenia. "To jest niesamowicie ważny dla mnie film, dlatego że to są lata naszej działalności" - mówiła, podkreślając, że dzieło Tomasza Gezeli pełni rolę niezwykle ważnego przypomnienia. To, że premiera odbyła się "teraz, kiedy wojna trwa już 3,5 roku", jest, zdaniem Tomka, wręcz korzystne, bo "percepcja tego filmu jest już zupełnie inna niż gdyby ten film ukazał się dwa lata temu." Ten film jest potrzebny teraz bardziej niż kiedykolwiek, by nikt nie zapomniał o trwającym cierpieniu i o tym, że solidarność nie jest jednorazowym zrywem.

Dlaczego "Piernikowa Kalina" jest dla mnie tak ważna?

Dla mnie, ten film to nie tylko dokument, w którym miałem zaszczyt wystąpić. To coś znacznie głębszego. To świadectwo, że w obliczu największej ciemności, potrafimy znaleźć światło w sobie nawzajem. To przypomnienie o sile ludzkiego ducha, o bezinteresowności, która poruszyła Toruń i zainspirowała setki, tysiące ludzi do działania.

Karolina Cylwik na widowni, klaszcze z uśmiechem, podczas premiery filmu "Piernikowa Kalina" na festiwalu Tofifest w Toruniu.
fot. Julia Marszewska

"Piernikowa Kalina" to opowieść o Toruniu, który nie tylko pamięta o swojej historii, ale i tworzy ją na nowo, pisząc najpiękniejsze karty solidarności. To historia o Andrieju, Krystynie, Miko, Oksanie, o Veronice i o niezliczonych wolontariuszach, darczyńcach, a także o każdym, kto otworzył swoje serce i dom. To opowieść o tym, jak w obliczu wojny, człowieczeństwo potrafi być piękne. A dla mnie to przede wszystkim potwierdzenie, że moje podejście do życia - oparte na empatii, szybkim działaniu i gotowości do niesienia pomocy w sposób czasem nietuzinkowy - ma sens. To historia, która się wydarzyła - naprawdę. I która dzięki filmowi Tomasza Gezeli będzie żyła dalej, przypominając światu o niezłomnej sile toruńskich serc.

Kazik Staszewski: Niepokorny artysta Złotego Anioła na Tofifest - Spotkanie, które poruszyło

Tofifest, jak co roku, dostarcza nam niezapomnianych wrażeń, a tegoroczna edycja szczególnie zapisała się w pamięci dzięki obecności ikony polskiej sceny muzycznej - Kazika Staszewskiego. Laureat Złotego Anioła za niepokorność twórczą, artysta o niezwykłej zdolności odczytywania nastrojów społecznych i przekładania ich na język sztuki, spotkał się z festiwalową publicznością w Centrum Kulturalno-Kongresowym Jordanki. To było spotkanie, które, podobnie jak jego twórczość, poruszyło, zastanowiło i utwierdziło w przekonaniu, że prawdziwa sztuka zawsze idzie pod prąd.

Kazik Staszewski w białej bluzie, trzymający mikrofon z logo Tofifest.

Spotkanie, prowadzone przez Artura Zaborskiego, odbyło się tuż przed uroczystą galą zakończenia festiwalu i było prawdziwym festiwalem myśli, anegdot i charakterystycznego dla Kazika humoru.

Własną Ścieżką, Pod Prąd: Kazikowa Filozofia Twórczości

Kazik Staszewski to postać, którą trudno zaszufladkować i skategoryzować. Jak sam podkreślił, jego twórczość od lat idzie „pod prąd, nie przejmując się aktualnym modom, nie przemijając się aktualnym trendem”. Ta konsekwencja i wierność własnej ścieżce to coś, co podziwiamy w nim od lat. Co ciekawe, na początku swojej drogi wcale nie wyobrażał sobie, że będzie tekściarzem i muzykiem. Planował zająć się czymś zupełnie innym, nawet wyjeżdżał do Anglii, by uczyć się fachu. Los jednak pokierował go w stronę muzyki, a my dziś możemy cieszyć się jego niezwykłymi tekstami i kompozycjami.

W rozmowie wybrzmiała niezwykle ważna kwestia szczerości wobec odbiorcy. Kazik zawsze stawiał na autentyczność, nie przejmując się cenzurą, która w początkach jego kariery była realnym zagrożeniem. To właśnie ta szczerość sprawiła, że jego twórczość jest tak prawdziwa i bliska słuchaczom. Pamiętacie, jak na początku lat 90. Kult wpadł w wir grania maksymalnie długich koncertów? To był wyraz szacunku dla publiczności, ale też sprzeciw wobec zagranicznych zespołów, które grały krótkie sety, traktując to jako wyraz lekceważenia.

Teksty Święte: Bez Ingerencji i Kompromisów

Jednym z najbardziej fascynujących wątków spotkania była kwestia ingerencji w teksty. Kazik stanowczo podkreślił, że nigdy nie pozwalał na ich zmienianie. „Jeżeli ona nie przechodziła, to wypadała piosenka” - mówił. Ta zasada, wypracowana na przestrzeni lat, jest dowodem na jego bezkompromisowe podejście do sztuki. Podzielił się anegdotą o koledze, który zgodził się na zmiany w swoim tekście, a efekt był dla Kazika rozczarowujący. To utwierdziło go w przekonaniu, że nie da sobie grzebać w tekstach, nawet jeśli miałoby to oznaczać utratę utworu.

Polityka, Pandemia i Cenzura: Artysta w Rzeczywistości

Nie sposób rozmawiać z Kazikiem o jego twórczości bez poruszania tematów społeczno-politycznych. Sam artysta jasno deklaruje, że jego poglądy polityczne są prywatną sprawą i „nie zmusi mnie tutaj... żeby też słowo wpisane w okręgach na ten temat”. Jednak, jak zauważył prowadzący Artur Zaborski, niestety „nie żyjemy w politycznej próżni” i sztuka, nawet mimowolnie, często staje się częścią politycznej przepychanki. Kazik wielokrotnie tego doświadczył, chociażby przy okazji utworu Mój ból jest większy niż twój z okresu pandemii.

Kazik Staszewski podczas spotkania na Tofifest, wykonujący gest ręką, trzymając mikrofon.Zbliżenie na Kazika Staszewskiego, widoczny mikrofon Tofifest i identyfikator "ARTYSTA-ARTIST" na smyczy.

Pandemia była również momentem, który wywołał w nim osobiste obawy. Z troski o ukochaną mamę, błyskawicznie podjął decyzję o zaszczepieniu się, co pokazuje, że nawet w obliczu osobistych wyzwań, jego odpowiedzialność i miłość do bliskich są priorytetem. To była decyzja podjęta w obliczu niewiadomej, kiedy „nikt nic nie wiedział generalnie”.

Nagrody, Piłkarze i Płyta „Poligono Industrial”: Kazik Bez Cenzury

Ważnym i zabawnym momentem spotkania było pytanie z publiczności o nagrody. Kazik, znany z nieprzyjmowania wyróżnień, przyznał, że „sobie już odpuściłem to niprzyjmowanie nagród”. Podzielił się anegdotą o Frezeryku, którego odebrał dzięki interwencji piłkarzy i wystawił na Allegro (bez większego powodzenia!). Skończyło się na tym, że zabrał z półki pięć swoich Fryderyków i jeden dla zespołu Sweet Noise, bo „miejsca zajmują”! To pokazuje dystans do branżowych laurów.

Kazik Staszewski przemawia do mikrofonu z logo Tofifest, na jego identyfikatorze widnieje napis "ARTYSTA-ARTIST".

Poruszono także temat kontrowersyjnej płyty Poligono Industrial, którą Kazik uważa za „słabą”. Wyjaśnił, że została ona „zdominowana kompletnie przez jednego z muzyków, Banana”, który wgrywał nawet swoje partie zamiast innych. Dla Kazika „Park 23” z tej płyty pozostaje jednak ważnym utworem, co udowadnia, że nawet z pozornie „nieudanych” rzeczy może wyskoczyć coś wartościowego.

Muzyka dla Filmu i Ulubiona Piosenka

Na festiwalu filmowym nie mogło zabraknąć pytań o związek muzyki z kinem. Kazik przyznał, że propozycji na tworzenie ścieżek dźwiękowych było niewiele. Z Kultem zrobili w całości muzykę do filmu Czarne Słońca” Jerzego Zalewskiego, co było dla niego ciekawym doświadczeniem. Nie ma jednak żalu, że nie tworzy więcej dla kina, bo „reżyser czy producent ma już jakąś swoją koncepcję i z tego wybiera się jakoś, tej koncepcji nikomu się nie mieścimy”.

Kazik Staszewski i Artur Zaborski siedzą na scenie podczas panelu dyskusyjnego na festiwalu Tofifest, obok nich stolik z napojami.

A jaka jest jego ulubiona piosenka z własnego repertuaru? Kazik ponownie wskazał na „Park 23”, ale zaznaczył, że ma wiele ulubionych utworów. Podkreślił, że łatwiej mu znaleźć te, które podobają mu się mniej. Wspomniał też o utworze „Nie chce grać w reprezentacji”, który jest zaskakująco aktualny i porusza kwestie honoru w sporcie. To pokazuje, jak ponadczasowe są jego teksty.


Spotkanie z Kazikiem Staszewskim na Tofifest było prawdziwym świętem dla fanów i okazją do głębszego zrozumienia jego artystycznej drogi. Jego niepokorność, szczerość i wierność sobie są inspiracją dla każdego, kto wierzy w siłę sztuki i wagę mówienia własnym głosem. To artysta, który nie boi się iść pod prąd, a Złoty Anioł za niepokorność twórczą to nagroda, która idealnie do niego pasuje.

4 lip 2025

Marek Dyjak: Muzyczne Zwieńczenie Niezapomnianej Gali Otwarcia 23. MFF Bella TOFIFEST w Toruniu!

Gala Otwarcia 23. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Bella TOFIFEST w Toruniu była wieczorem pełnym wzruszeń, inspirujących słów i celebrowania wybitnych postaci polskiego kina. Po uhonorowaniu Elżbiety Starosteckiej Złotym Aniołem Damy Polskiego Kina, inspirujących słowach Jana Englerta, który dowiódł, że jest "rozwojowy", oraz wzruszającej dedykacji Elizy Rycembel dla kobiet, przyszedł czas na muzyczne dopełnienie wieczoru. Punktem kulminacyjnym, który zamknął oficjalną część Gali, był niezwykły koncert Marka Dyjaka.

Marek Dyjak śpiewa do mikrofonu na scenie Gali Otwarcia TOFIFEST, w nastrojowym niebieskim oświetleniu.

Kiedy ucichły brawa po ostatnim wyróżnieniu, scenę Centrum Kulturalno-Kongresowego Jordanki objęła zupełnie inna atmosfera. Reflektory zgasły, a w półmroku pojawił się on - artysta o niezwykłym głosie i charyzmie. Marek Dyjak, znany ze swojej głębi interpretacji i surowości, wniósł na scenę Jordanków dawkę intymności i prawdziwych emocji. Jego występ to było coś więcej niż tylko koncert; to była muzyczna opowieść, która idealnie dopełniła festiwalowy wieczór, pełen filmowych narracji i ludzkich historii. 

Głos, który Maluje Obrazy - Koncert Marka Dyjaka

Marek Dyjak ze swoją orkiestrą stworzył niezapomniane widowisko, w którym każdy dźwięk i słowo zdawały się rezonować z historiami opowiedzianymi wcześniej przez wyróżnionych artystów. Charakterystyczna barwa głosu Dyjaka, jego intensywność i emocjonalność sprawiły, że publiczność zatopiła się w melancholijnym, a jednocześnie poruszającym świecie jego utworów. Nie było tu miejsca na przypadkowość - każdy utwór był przemyślanym aktem scenicznym, pełnym prawdy i artystycznej dojrzałości.

Muzycy towarzyszący Markowi Dyjakowi, w tym saksofonista i skrzypaczka, dodawali głębi i kolorytu, tworząc misterną sieć dźwięków, która otulała widownię. To było idealne preludium do kolejnych dni festiwalowych - zapowiedź emocji, które czekają na kinomanów, oraz przypomnienie, że sztuka ma wiele wymiarów i potrafi mówić do nas na wiele sposobów.

Marek Dyjak siedzi przy mikrofonie, śpiewając na scenie TOFIFEST, z widoczną ekspresją twarzy.Marek Dyjak śpiewa do mikrofonu na scenie TOFIFEST, z głową lekko odchyloną do tyłu, w widocznym zbliżeniu.

Koncert Marka Dyjaka na Gali Otwarcia 23. MFF Bella TOFIFEST był doskonałym, muzycznym podsumowaniem wieczoru. Udowodnił, że festiwal to nie tylko filmy i nagrody, ale także przestrzeń dla różnorodnych form sztuki, które poruszają i inspirują. Toruń po raz kolejny zaprezentował się jako miasto, które żyje kulturą w pełni jej barw.

Marek Dyjak śpiewa do mikrofonu siedząc na scenie, obok pianista grający na fortepianie, w tle duży wentylator, wszystko w niebieskim świetle.
Marek Dyjak i jego muzycy kłaniają się publiczności po koncercie na Gali Otwarcia TOFIFEST.