(Foto: Facebook)
Jak ocenia swój start w Christianslust?
bikeWorld.pl: Igor - w ubiegły weekend zostałeś po raz szósty w karierze mistrzem Europy w bikejoringu. Jak oceniasz tegoroczny występ?
Igor Tracz: Trasa w Niemczech nie była zbyt wymagająca technicznie, za to bardzo szybka. Nawierzchnia to mieszanka piasku, suchego podłoża i błota, które występowało w wielu miejscach. Podczas całej 5,1-kilometrowej rundy było do pokonania zaledwie 8-10 zakrętów, ale wszystkie po 90 stopni - wymagało to dużej koncentracji. W ścisłej czołówce różnice były, jak zwykle, niewielkie. Gratulacje należą się również drugiemu zawodnikowi na trasie, Pawłowi Kopańczukowi. Z Pawłem trenujemy razem od blisko roku i bardzo szybko zrobił postęp.
bikeWorld.pl: Jak długo zajmujesz się już bikejoringiem?
Igor Tracz: Od 12 lat. Nie byłem bardzo dobrym kolarzem, a głównie zajmowałem się psami. Odkąd jednak moją pasją stał się bikejoringiem nastawiłem się również na trening rowerowy. Jest on specyficzny - bardzo interwałowy i nastawiony na jazdę na maksymalnych obrotach. Przejazdy trwają zazwyczaj zaledwie 9-10 minut, podczas których musimy dać z siebie 100%.
(Foto: Nadesłane)
bikeWorld.pl: Jak wygląda rola psa na całej trasie?
Igor Tracz: W końcowym wyniku jest ona nieoceniona. W zależności trasy siła psa może się składać w 30 i więcej procentach na łączny czas. Pies pomaga wychodzić z zakrętów - ma przyspieszenie dużo większe niż człowiek na rowerze. Dzięki temu zadaniem kolarza pozostaje, tylko i aż, utrzymanie wysokiej prędkości jazdy. Jest to jednak wysiłek maksymalny, podczas którego trzeba być nieustannie skoncentrowanym. Każdy moment nieuwagi może skończyć się poważną kontuzją, których doznawałem już mnóstwo.
Jako ciekawostka można podać, że pies wyścigowy z jakiego korzysta czołówka, czyli greyster, osiąga VO2 max nawet powyżej 200ml/kg/min. Jego moc maksymalna wynosi przy tym ok. 700W, co przekłada się na prędkości rzędu 45-50km/h podczas trwania wyścigu.
Źródło: bikeWorld.pl